Nieco ponad dwa tygodnie dzielą nas od premiery serialu The Last of Us. Widowisko oparte na serii gier Naughty Dog jest bez wątpienia jedną z najbardziej wyczekiwanych produkcji 2023 roku. Trudno zresztą się temu dziwić, fanom Joela i Elli długo – bo aż 10 lat – przyszło czekać na adaptację hitowej marki. Co ciekawe, pierwsze konkretne plany przeniesienia historii narodziły się już w 2014 roku. Za kamerą miał wówczas stanąć Sam Raimi (Doktor Strange w multiwersum obłędu). Ostatecznie jednak projekt nie doszedł do skutku.
Twórca oryginału, Neil Druckmann, który jest również mocno zaangażowany w produkcję serialu
HBO, w ostatnim wywiadzie dla
The New Yorker przybliżył kulisy anulowania filmowej adaptacji. Okazuje się, że spółka
Screen Gems, mająca w tamtym czasie prawa do IP, oczekiwała czegoś większego i atrakcyjniejszego wizualnie aniżeli materiał źródłowy. Z kolei Raimi i Druckmann chcieli skupić się bardziej na warstwie emocjonalnej.
Druckmann szanował Sama Raimiego, który został zatrudniony do wyreżyserowania The Last of Us, ale nie ufał zaangażowanym w projekt producentom, którzy ciągle domagali się, by dzieło było większe i „bardziej seksowne". Jego estetycznym punktem odniesienia był film To nie kraj dla starych ludzi, oni chcieli coś w stylu World War Z. Zaczął się też obawiać, że piętnastu godzin rozgrywki nie da się skondensować w dwugodzinnej fabule – czytamy w artykule.
O tym czy ówczesna decyzja twórców była prawidłowa, przekonamy się już 15 stycznia. Wtedy bowiem na HBO Max trafi pierwszy odcinek serialu
The Last of Us.
Źródło:
"grim_reaper" - GRY-OnLine
|
Klemens
|
2022-12-29 13:54:21
|
|